Przejdź do głównej zawartości

Nowe rozdziały

Rozdział II To Ty...

Otworzyła oczy znajdowała się na wyciągnięcie ręki od przyjaciela. Nagle zauważyła, że on także patrzy w jej stronę. Coś mówił, ale nie mogła dosłyszeć co. Jego głos był tak cichy, widziała że to sprawia mu ból. Jak najszybciej mogła doczołgała się do niego.- TenTen, proszę zaopiekuj się Kyoko i dzieckiem - ta cały czas trzymała go za rękę. Chciała na niego na wrzeszczeć, że gada głupoty,ale nie mogła. Nie mogła wyksztusić żadnego słowa.
- Nie, sam się nimi zaopiekujesz, ty z tego wyjdziesz, obiecaj mi to, proszę - szatynka zaczeła się krztusić własnymi łzami, które spływały po jej policzkach, kończąc swoją drogę na koszuli chłopaka.
- Hej mała, nie płacz - powiedział gładząc jej dłoń, ta nadal nie mogła przestać płakać. Nie umiała to zbyt bolałao. - Zrobisz coś dla mnie? - Szatynka kiwneła tylko głową, na znak zgody - kopnij ode mnie tą moją szaloną siostrzyczkę, co? - Ta słysząc słowa chłopaka mimowilnie się usmiechneła. - Mam jeszcze jedną prośbę - chłopak widząc, że dziewczyna nic nie mówi, postanowił kontynuować - wybacz jej, ona poprostu się w tym wszystkim pogubiła - zrobił krótką pauzę, żeby nabrać powietrza - znam ją ona cie ... was, potrzebuje, ale nigdy się do tego nie przyzna, pomóż jej, ok? - wiedział, że dziewczyna walczy teraz sama ze sobą. Chce mu to obiecać, ale nadal jest zła na przjaciółkę. -Powiedz Sasoriemu, żeby zajął się dziewczynami, i przekaż Kyoko, że ją kocham i zawsze bę... - dziewczyna popatrzyła na niego z kącika jego ust wypływała krew. Szatynka pierwsze co zrobiła to sprawdziła puls chłopaka. Nic. To już jest koniec. On nie żyje.
- NIE!!! - krzykneła najgłośniej jak mogła. Jej łzy mieszały się z deszczem, który zaczął padać. Tak jakby niebo płakało, razem z nią. Dziewczyna, przytuliła sie do ciała chopaka, nadal płacząc. Nie mogła w to uwierzyć. 



Rozdział IV Co znaczy mieć przyjaciela... 

Kolejny rozdział historii SasuSaku. 
Tym razem dowiemy się kim jest lider Otogakure i co Suigetsu czuje do Sakury, zapraszam! 



Być wolnym to móc nie kłamać, cz. 1

- Akemi, Akemi, nie ładnie tak olewać swoją najlepszą przyjaciółke - powiedziała to takim przesłodzonym głosem, że nie byłam pewna czy bardziej chce mi się śmiać, czy wymiotować. Zaszczyciłam ją moim spojrzeniem. Stała na przeciwko mnie, oglądając mnie od stóp do głów z obrzydzeniem. Nie byłam jej dłużna - Słuchaj mnie uważnie zdziro - jej głos nie był już taki jak przedtem. Już nie. Teraz był, jakby taki normalny. Pokazała prawdziwą siebie. Na mnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia. Bo od początku wiedziałam jaka jest. Niestety nie wszystkich jeszcze oświeciło. Ale zdziwienie. Chwila, czy ona powiedziała do mnie zdzira. Uniosłam brwi na znak zdziwienia. - Nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię - nic nie powiedziałam, ona postanowiła więc kontynuować - Sprubuj powiedzieć Sasuke o tej wariatce , to pożałujesz - tego było już za wiele. Mnie może sobie obrażać do woli, ale od moich przyjaciół wara. 
- Bo co mi zrobisz - mój głos przybrał ostrzejsze brzmienie. Nie bałam się jej. Mimo, że Sakura jest jak jest nie może mi nic zrobić. Nagle na jej twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji. 
- Jeszcze się nie nauczyłaś ? - tego, że jesteś gorszą jędzą od Karin? Tak to wiem. - Ja w tej szkole moge wszystko, a TY - powiedziała naciskając na słowo ty. Wskazując moją osobe. Ja tylko teatralnie przewróciłam oczami - jesteś nikim. Pamiętaj moje słowo przeciw twojemu. Jak myślisz komu uwierzy, swojej dziewczynie czy tobie - Bolało, ale to była prawda. Pierwszy raz miała racje. Za Sakurą w skoczą w ogień, a ja kim dla nich jestem? Nic nie wartym śmieciem. Jestem jak piąte koło u wozu. - Właśnie - dodała widząc mój wzrok. Ja jednak nie chciałam jednak tak łatwo wygrać. Tu już nie chodzi o mnie, tylko o szczęście moich przyjaciół. O Lune i Sasuke. O ich miłość. 
- Może mi nie ale Naruto i Lunie tak - Sakura pokiwała tylko głową. Z jej ust nadal nie schodził uśmiech.
- Ty nadal nic nie rozmumiesz? Naruto nie ma - miała racje. Nie zmieniało to jednak faktu, że oni są najlepszymi przyjaciółmi. I nie ważne było to czy chodzą do tej samej szkoły czy nie. - i dobrze wiesz, że on nie wie o tym że Luna jest tutaj - Punkt dla niej. Cholera przegrywam to, trzeba będzie wyciągnąć asa. 
- A co Sasuke powie na to, że zdradzasz go na prawo i lewo z pierwszym lepszym 
- Nic, bo się nie dowie - chciałam już coś powiedzieć, ale Haruno mi na to nie pozwoliła. - Bo nie chcesz chyba, żeby twoi kochani przyjaciele dowiedzieli się o pewnej rzeczy. - popatrzyłam na nią zdiwiona. Co dało jej jeszcze większą satysfakcje. Ale o czym ona mówi. Jakiej rzeczy. Nie. To nie możliwe. Co za szmata. - Ty siedzisz cicho. A oni nie dowiedzą się o Sumiko .... (za długi tekst!)



Rozdział XXII Pożyczona koszula

- Pozwól sobie pomóc- powiedziałam, rozdzierając koszule na dwa pasma.
Nie zaprotestował, kiedy sięgnęłam do materiału przylegającego do rany. Nie poruszył się, kiedy stanowczym ruchem oderwałam opatrunek od miejsca obrażenia. Nie patrząc mu w oczy delikatnie starłam krew, która zaczynała płynąć z rany. Podeszłam do niego bliżej, bliżej niż kiedykolwiek wcześniej i powoli przełożyłam materiał za jego plecy, niczym w parodii objęcia. Zaczęłam owijać pasy podartej koszuli wokół niego nieświadoma, że staram się być delikatna w swoich ruchach. Cienie z ogniska tańczyły na ścianie i na jego ciele, a ja uparcie nie podnosiłam wzroku, wpatrzona w plamy krwi kwitnące na świeżym opatrunku. A Sasuke stał niewzruszony, jakby wcale się nie obudził. Złączyłam dwa końce i prostym węzłem wzmocniłam opatrunek tak, by go nie uwierał. Opuściłam ręce, by przyjrzeć się swojemu dziełu. Spod materiału wypłynęła wąziutka stróżka krwi. Sięgnęłam do niej i wierzchem dłoni starłam ją, uzmysławiając sobie jednocześnie, że jego ciało jest niezwykle ciepłe. Niemal machinalnie spojrzałam w górę zapominając, że chciałam unikać jego wzroku. A jego oczy, ukryte w cieniu jaskini i gęstych rzęs z uwagą patrzyły na mnie. Badawczo. Z niemym zainteresowaniem śledziły moje poczynania. Tak jak zawsze miał w zwyczaju.



Rozdział II Tajemnica, która została ujawniona

Gdy podszedł do drzwi.. zapukał. Otworzył blond włosy piętnastolatek. Zawiał delikatny, lecz przyjemny wiaterek. Chłopaki patrzyli na siebie jakby pierwszy raz w życiu się zobaczyli. Wiatr mocniej zawiał, z drzew wypadło parę liści, które unosiły się w powietrzu, najbardziej niesamowitym widokiem były płatki wiśni, które przeleciały między jednym a drugim chłopcem. Ciągły się jak droga mleczna zasłaniając ich twarze. Zdezorientowani dalej nie odezwali się słowem. Podziwiali dość dziwne, ale przepiękne zjawisko. To prawda, nic w tym dziwnego że w powietrzu latają różowe płatki kwiatu wiśni, podczas silnego wiatru, ponieważ w Tokio było sporo drzew wiśni, ale to co właśnie się działo przed ich oczami nie było normalne. Obydwoje nieświadomie wyciągnęli ręce do przodu, jeden i drugi miał otwartą dłoń. Z perspektywy sąsiadów, którzy na to patrzyli z okien wyglądało to jakby płatki zastępowały przyciemnianą szybę, a za razem hipnotyzowały chłopców. Natomiast dłonie nastolatków były płasko ułożone na „szybie”. W pewnej chwili wszystko się rozpłynęło.. płatki odleciały do góry, a dłonie kolegów dotykały się nawzajem. Byli świadomi co robią, ale żaden nie chciał przestać czuć dotyku ukochanego. Patrzyli sobie prosto w oczy. Nikt w życiu nie odważył się spojrzeć tak głęboko w ciemne oczy Uchihy. Na policzkach Uzumakiego wyszły dwa wielkie rumieńce, ale twardo patrzył na swojego kochanego Sasuke.



Rozdział V Fałszywe wnioski

Nasłuchała się za dużo Choujiego, który zbyt pozytywnie patrzy w przyszłość i sama zaczęła bujać w chmurach. Wyprostowała się dumnie, kierując się żwawym krokiem dalej. Już nie biegła. Nie była zszokowana czy smutna, była raczej wściekła na tego idiotę. Ponadto, postanowiła nie zawracać sobie tym głowy. Była tutaj ze względów czysto służbowych, więc nawet ta impreza była niewypałem.
Pocałunek.
Jęknęła, przyśpieszając kroku. Noc była wyjątkowo piękna, ale nie potrafiła teraz tego docenić. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, byleby Kankurou nie zobaczył, w jakim jest stanie. Domyśliłby się, że to zasługa Nary. Ba, niezależnie od tego, czy dostałby na to potwierdzenie - Shikamaru zostałby chyba zadźgany toną kunai. I na wszelki wypadek Gaara potraktowałby go swoją piaskową trumną.
Shikamaru. Nara. Nara. Shikamaru.
Złapała się za głowę, gwałtownie nią kręcąc i czochrając swoje włosy. Warczała przy tym, zupełnie jakby była rozzłoszczonym wilkiem. Czemu musiała o nim myśleć?
- Idź sobie! - rzuciła rozpaczliwie w przestrzeń, spuszczając głowę i przyglądając się przez chwilę swoim koturnom.
- Przepraszam, myślałem, że mnie nie zauważysz. 



Rozdział XX O Tobie...

Stojąc pod prysznicem, zmywałam z siebie chłodną wodą, cały trud dzisiejszego dnia. Spływały ze mnie wszystkie troski, które wypełniały moje serce przez ostatnie dwa lata. Aczkolwiek bałam się. Nie wiedziałam co mnie czeka. Spotkać ich wszystkich i być dla nich obcą. Traktowałam to jednak jako sprawę drugorzędną, najważniejsze było, że moi przyjaciele żyli. 
Wmasowując w ciało balsam myślałam czy On mnie polubi. Zabawne, pierwsze spotkanie mamy już dawno za sobą, jednak dostałam szansę, by znów poznać go po raz pierwszy. 


Rozdział III Rozeznanie w terenie

Uchiha bez większego namysłu skoczył w kierunku Krzyżaka używając Elementu Ognia. Siła ninjutsu była bardzo duża, jednakże nie wystarczająca, by pokonać przeciwnika, toteż Sasuke wykorzystał chwilę zaskoczenia i rzucił w jego kierunku shurikeny, które zgrabnie przeleciały obok osobnika. W pierwszej chwili wydawało się, jakoby kruczowłosy pudłował, co od razu wywołało uśmiech na twarzy zamaskowanego ninja, jednak gdy tylko spróbował się ruszyć, zdał sobie sprawę, że wpadł w pułapkę. Cieniutkie żyłki oplatały jego ciało, co w każdy sposób uniemożliwiało poruszanie. Definitywnie walka się skończyła. (...)
Kiedy brunet stał już naprzeciwko swojego zamachowca, dokładnie obejrzał jego sylwetkę, po czym sprawnym ruchem dłoni ściągnął z niego czarną maskę. O dziwo, nie ujrzał on dumnego z siebie mężczyzny, który od razu rzuca się na niego z kąśliwymi uwagami, a brązowowłosą, wystraszoną dziewczynę, która miała nie więcej niż siedemnaście lat. (...)
- Proszę... Nie zabijaj mnie - wyszeptała szatynka, wlepiając w niego błagające spojrzenie.